środa, 27 stycznia 2016

La Mer The Moisturizing Cream

Krem legenda. Krem, który się kocha albo nienawidzi. Porównywany z kremem Nivea, oceniany i opisywany już wiele razy. 

Założyciel La Mer, Doktor Max Huber, docenił uzdrawiającą moc oceanu i oparł na właściwościach alg morskich recepturę kremu przywracającego zdrowy wygląd poparzonej skóry.W swoich kosmetykach La Mer stosuje wyłącznie algi zebrane ręcznie.

Krem nawilżający zawiera składnik odżywczy The Miracle Broth, który wpływa na zmianę struktury skóry-wnika w jej powierzchnię, aby uzupełnić zasoby wilgoci. Skóra po regeneracji promieniuje pełnią energii i młodzieńczą świeżością.

W czerwcu 2015 roku  Świętując Światowy Dzień Oceanów La Mer przygotował coroczną, limitowaną edycję legendarnego Crème de la Mer, w opakowaniu inspirowanym podwodnym życiem. Kremy te były dostępne w perfumeriach Douglas - w warszawskiej Arkadii i poznańskiej Galerii Stary Browar.




Krem otrzymujemy w 100ml słoiku. Jego konsystencja jest gęsta i tępa, wchłania się długo, ale nawilżenie jest wyczuwalne. Kremu używam na noc 2- 3 razy w tygodniu lub wtedy, gdy czuję że skóra go potrzebuje. 
Przed zakupem czytałam recenzję tego produktu na beautypedii i miałam obawy czy opisywany przez recenzentów składnik taki jak olejek eukaliptusowy rzeczywiście może  wywoływać podrażnienia- moje obawy nie znalazły na szczęście uzasadnienia.





Krem nie przypadnie do gustu wszystkim. Cerom tłustym prawdopodobnie bliżej będzie do wersji gel, a mieszanym soft. 




Jestem zadowolona, że mam go na półce. Mojej cerze bardzo służy :)

Jaki jest Twój ulubiony krem do twarzy?




niedziela, 24 stycznia 2016

Guerlain Super Aqua-Serum Light

Bardzo lubię przeglądać i czytać podsumowania, gdzie rzetelnie dokonuje się oceny i wyboru najlepszego kosmetyku. Przyznam, że dawniej bardzo łatwo ulegałam pokusom reklamowym i papkom blogowym- kupowałam produkty, które okazywały się rozczarowaniem- daleko mi było do podzielania zachwytów i rozpływania się nad działaniem, komfortem używania i spełnianiem obietnic. Zapychały mi półki i rujnowały kieszeń (wiem, wiem- każdy ma inna skórę :)

Dorosłam trochę i w gąszczu produktów zaczęłam typować bardziej racjonalnie.
Przestałam (albo przestaję) kupować w ciemno- proszę o pomoc konsultantkę, zabieram ze sobą próbki. Korzystam też z rad koleżanek, których cera ma podobne wymagania do mojej.

Moja skóra musi dużo pić- inaczej niemal każdy kosmetyk kolorowy wygląda na niej fatalnie. Właściwie nie używam kryjących ani ciężkich podkładów, chyba nigdy nie zdarzyło mi się "budować krycia" ani nakładać więcej niż jednej warstwy produktu. W zasadzie moim głównym zastrzeżeniem co do cery jest to, że jest płytko unaczyniona (o tym ,że lubi się przesuszać już wiesz ;).

Czasami nachodzi mnie chęć i mknę do stoiska makijażowego czy pielęgnacyjnego w perfumerii. 
Tak było i tamtego dnia. W warszawskiej Arkadii spotkałam dobrze zorientowaną w produktach do pielęgnacji konsultantkę. Po krótkim wywiadzie i przyjrzeniu się twarzy poleciła mi serię Super Aqua Guerlain

Po kilku dniach wróciłam po Serum Super Aqua Light.



Nie miałam pojęcia, że ten produkt ma już 25 lat :) Jego formułę udoskonalano kilkukrotnie, jednak fundamentem jest Aquacomplex- koktajl aktywnych składników, który oczyszcza wodę międzykomórkową, aktywuje cyrkulację wody w skórze oraz aktywuje naturalny proces oczyszczania, chroniąc jednocześnie wodoszczelność naskórka. 




Serum wzmacnia barierę utraty nawilżenia przez skórę i pobudzą w ten sposób jej zdolność wiązania wilgoci. W ten sposób skóra doznaje optymalnego nawilżenia, doskonale się regeneruje, a w dotyku jest  miękka i gładka i otrzymuje nowy blask. 

Super Aqua zapewnia skórze nawilżenie i zabezpiecza przed przedwczesnym starzeniem. Skóra odzyskuje swoją młodzieńczą objętość - jest promienna i świeża.




Wybrałam wersję light , gdyż kupowałam produkt latem. Lżejsza konsystencja odpowiadała mi pod każdym względem- szybko się wchłaniała nie pozostawiając uczucia lepkości, wygładzała cerę i pozostawiała komfort po nałożeniu (nie znoszę, gdy kosmetyk ściąga skórę !). Kiedy lato się skończyło, byłam w stanie nałożyć serum po zmyciu twarzy płynem micelarnym... i wyjść do pracy. Moja skóra nie wołała o dodatkowe nawilżenie (i tu muszę wtrącić koniecznie : po kilku godzinach zawsze zmywam twarz w pracy i stosuję wodę termalną, a potem krem lub nawilżający fluid).

Konsystencja produktu była dla mnie idealna- nie spływała z dłoni, ale nie była bardzo gęsta. Zapach był przyjemny, delikatny, nie dominował nad innymi produktami. 


Opakowanie jest szklane i dość ciężkie, pompka działa idealnie. 


Czy ten produkt ma jakieś wady? Jedną. Szybko się zużywa :) 


Jest to z pewnością serum, które poleciłabym swojej najlepszej przyjaciółce.


Co Ty poleciłabyś bliskiej osobie?



ps. Krem z linii Super Aqua pięknie poradził sobie z podrażnieniem twarzy po kąpieli słonecznej

niedziela, 10 stycznia 2016

Arbonne Odżywczy Szampon FC5


Wspominałam już na Instagramie, że dzięki moim znajomym zaczęłam odkrywać uroki wegańskich i wegetariańskich zakątków kulinarnych, co zmieniło moje wyobrażenie na temat tego sposobu odżywiania. Kilka lat wcześniej myślałam , że wybierając to, z czego powstanie posiłek weganin czy wegetarianin ma do wyboru sałatę, kotlet sojowy i ryż. Dzisiaj śmiało mogę przyznać, że gdybym nie poznała tylu smaków, aromatów (i wspaniałych ludzi przy okazji), moje życie byłoby nudne i szare.

 Przeniosłam swoją ciekawość do łazienki. 

Natrafiłam na Arbonne, markę dotąd zupełnie mi nieznaną z blogów czy internetu. Powstala ona 30 lat temu i wszystkie produkty opracowane są na składnikach roślinnych.  Słowo "Arbonne" oznacza „piękne drzewo” i pochodzi od nazwy małej wioski w Szwajcarii.

Na pierwszy ogień wybrałam produkty do włosów. Zaopatrzyłam się w szampon i odżywkę (o niej niebawem).





FC5 to linia kosmetyków Fresh Cell Technology, która opiera się na na wyciągach z pięciu owoców i warzyw nadających włosom połysk.
Kluczowe składniki roślinne to :

  • Kiwi (Actinidia chinensis): znakomite źródło przeciwutleniaczy
  • Truskawka (Fragaria vesca): znana z właściwości oczyszczających i tonizujących
  • Marchew (Daucus carota): koi, łagodzi, zawiera beta karoten 
  • Mango (Mangifera indica): odżywia i nawadnia
  • Dynia (Cucurbita pepo): nawilża; zawiera duże ilości beta karotenu 





 Szampon, który wybrałam jest bogaty w składniki nawilżające. Moje włosy są cienkie, nie lubią zostać obciążone, a zarazem mają tendencje do przesuszenia na końcach. Szamponów zwykle mam od kilku do kilkunastu (nie żartuję), bo ciągle dopatruje się w nich wad. W przypadku tego produkt mogę śmiało powiedzieć, że to pierwsza i nie ostatnia butelka. Włosy po umyciu są miękkie, lśniące i lekkie. Mogę je śmiało rozczesać bez dodatkowych wspomagaczy.
Dodatkowym atutem jest to, że mimo codziennego używania nie podrażnia skóry głowy, jest niezwykle delikatny.

Szampon stosuję w duecie z maską (raz-dwa razy w tygodniu). Uważam, że to produkty godne polecenia. 

Pojemność szamponu to 296ml. Cena 78zł.


Skład :

Aqua/Water/Eau, Sodium C14-16 Olein Sulfonate, Decyl Glucoside, Cocamidopropyl Hydroxysultaine, Lippia Citriodora Flower/Leaf/Stem Extract, Pelargonium Graveolens Flower/Leaf/Stem Extract, Acrylates/Aminoacrylates/C10-30 Alkyl Peg-20 Itaconate Copolymer, Cocamide Mipa, Sodium Cocoyl Isethionate, Stearic Acid, Glycol Stearate, Quaternium-80, Actinidia Chinensis (Kiwi) Fruit Extract, Betula Alba Leaf Extract, Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract, Humulus Lupulus (Hops) Extract, Hypericum Perforatum Extract, Nasturtium Officinale Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Trifolium Pratense (Clover) Flower Extract, Urtica Dioica (Nettle) Extract, Retinyl Palmitate, Tocopherol, Magnesium Ascorbyl Phosphate, Panthenyl Ethyl Ether, Polyquaternium-10, Hydrolyzed Wheat Protein Pg-Propyl Silanetriol, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Biotin, Glycerin, Butylene Glycol, Illex Paraguariensis Leaf Extract, Citrus Grandis (Grapefruit) Peel Oil, Ferula Galbanilua (Galbanum) Resin Oil, Santalum Album (Sandalwood) Oil, Hexyl Acetate, Citrus Nobilis (Mandarin Orange) Peel Oil, Citrus Aurantium Bergamia (Bergamot) Fruit Oil, Ethyl Acetate, Citrus Aurantifolia (Lime) Oil, Cymbopogon Schoenanthus Oil, 3-Hexenol, Zingiber Officinale (Ginger) Root Oil, Citrus Limon (Lemon) Peel Oil, Geranyl Acetate, Allyl Caproate, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Cananga Odorata Flower Oil, Amyl Cinnamal, Linalool, Linalyl Acetate, Beta-Ionone, Geraniol, Citronellol, Gamma-Undecalactone, Benzyl Acetate, Cis-3-Hexenyl Acetate, Styrax Benzoin Resin Extract, Citric Acid, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Limonene, Alpha-Amyl Cinnamic Aldehyde


Czy miałaś okazję używać kosmetyków  tej marki? 

Ciekawa jestem opinii na temat produktów do twarzy.

środa, 6 stycznia 2016

Serge Lutens La religieuse


"Wybawienia od Dobra!

Równie biały jak śnieg
jest kwiat jaśminu.
Moja religia jest Czarna’’
Serge Lutens




Intrygujące, prawda? Wiedziona ciekawością trafiłam do perfumerii, by przekonać się o wyjątkowości kompozycji La religieuse. Kiedy się pojawiła, mnogość opinii i ich skrajność zafascynowała mnie na tyle, że uznałam za konieczność poznać ją na własnej skórze.






Wodę perfumowaną La religieuse wypełnia jaśmin, kadzidło, cywet i piżmo.
I właśnie jaśmin obecny jest od pierwszej chwili. Towarzyszy mu białe piżmo, które nadaje mu ciepło i pewną ...cielesność? Puentą zapachu jest słodko-gorzkie kadzidło.



Jest kontrowersyjny. Tajemniczy i nieprzewidywalny.

Pierwsze spotkanie nie należało do udanych, wypsikany blotter ugrzązł na dnie torebki zupełnie zapomniany.

Po pewnym czasie kolejny raz odwiedziłam perfumerię i zupełnie przypadkiem musnęłam nim nadgarstek. Zapach rozwinął się w tak zajmujący sposób, że oczekiwałam tylko na to, co wydarzy się później. Przyległ do skóry i trwał...
Musiał być mój.




Woda perfumowana Serge Lutens La religieuse nie towarzyszy mi codziennie. Ma w sobie coś dostojnego i mrocznego. Skupia na sobie całą uwagę. Wymaga odpowiedniego nastroju i oprawy.



Czy miałaś okazję poznać tę kompozycję?




ps. Po głowie chodzi mi Daim Blond od czasu wizyty w Mon Credo  :)

sobota, 2 stycznia 2016

O czym dziś

O czym dziś napiszę.

Dawno nic nie dodałam. Moje zacięcie kosmetyczne trwa nadal, a mimo to posty pojawiają się bardzo rzadko.W koszu denkowym produkty przestają się mieścić, przybywają nowe. Fascynują mnie nowości, wracam do starych produktów, temat ciągle aktualny. 

Dlaczego mnie nie słychać?

Dużo myślę. Nie zawsze o rzeczach pozytywnych i TO zżera moją energię. Energię, która zamierzałam przekazywać właśnie na blogu. Przekazywać i dostawać. 

W Nowym Roku 2016 pozostanę Weroniką. Tylko trochę więcej i częściej myślącą o sobie.

Co u Ciebie?